poniedziałek, 14 stycznia 2013

• Rozdział 4

Siedziałam przy barze pijąc już kolejną szklankę whisky i najchętniej sięgnęłabym po następną gdyby nie to, iż przyszłam tutaj sama i mam zamiar wrócić do domu o własnych siłach nie wpadając po drodze na żadnego chłopaka, który będzie miał wobec mnie jakieś niecne plany. [...] Przeczesałam palcami włosy, po czym wróciwszy do bawienia się szklanką ze złotym trunkiem zobaczyłam kątem oka, że ktoś a raczej jakiś chłopak siada obok mnie zamawiając jedną kolejkę. Spojrzałam w jego kierunku aby dostrzec jego twarz, ale niestety nie było to możliwe przez mrok, który teraz panował w pomieszczeniu. No tak. Jeszcze tego brakowało, aby dzisiaj ktoś mnie zgwałcił. Potrząsnęłam głową aby odgonić od siebie wszystkie czarne myśli, po czym upiłam łyk alkoholu i odstawiłam pustą szklankę na blat całkowicie ignorując siedzącego obok chłopaka. -(...) i jeszczę whisky dla tej pani, poproszę. -Z zamyślenia wyrwał mnie męski głos na którego dźwięk mimowolnie się uśmiechnęłam. -Ja chyba podziękuję. Wystarczająco dużo wypiłam i alkohol daje się we znaki.-Rzuciłam ze zrezygnowaniem czując pojawiający się ból głowy, który zapewne będzie przyczyną powrotu do domu. Po kilku minutowym wpatrywaniu się w szklankę pełną trunku, rzuciłam ciche "A co mi tam", po czym bez zastanowienia ją opróżniłam. Nie miałam zamiaru przejmować się konsekwencjami. To co było kiedyś minęło, a ja muszę w końcu zacząć nowe życie.
-Nie warto...
-Co?
-No mówię że nie warto rozmawiać ze mną. Zaraz przyjdzie Twoja dziewczyna i będzie zła, że nie jesteś z nią tylko siedzisz przy barze z kimś obcym.
-Nie będzie zła, bo przyszedłem tutaj sam.
-Taa. Przyszedłeś żeby się upić bo się zakochałeś albo zdradziłeś swoją dziewczynę i nie wiesz jak jej to powiedzieć.-Zażartowałam, po czym spojrzałam w jego kierunku i deliaktnie się uśmiechnęłam odsłaniajac rząd śnieżnobiałych zębów.
-Można powiedzieć, że się zakochałem, ale sprawa jest trochę zbyt skomplikowana, bo prawie w cale jej nie znam.
- Czyli to tylko zauroczenie. A wiesz przynajmniej jak ma na imię, gdzie mieszka, cokolwiek? -Spytałam, jednak wiedziałam, że odpowiedź na pytanie sprawia mu trudność. No tak. Nie chciał mi powiedzieć.
- Caroline...Tak. Napewno Caroline. Blondynka. Spotkaliśmy się przypadkiem, a potem wszystko się skomplikowało i jesteśmy największymi wrogami.-Rzucił ze zrezygnowaniem a mnie olśniło. Pomimo tego, że alkohol krążył w moich żyłach, ja doskonale pamiętałam co się w tedy stało. Koncert. Pusty korytarz i on właściciel hipnotyzujących, niebiesko-zielonych tęczówek. Poza tym co ja w ogóle myślę?! Nie mogłam się zakochać. Przecież w cale się nie znamy a co gorsze nazwał mnie swoim najgorszym wrogiem i ja to potwierdzam. Droga do szczęścia prowadzi przez cierpienie, którego nie omieszkam podarować "wspaniałej piątce" z jego zespołu.
-Coś się stało?- Z zamyślenia po raz kolejny wyrwał mnie głos Nathan'a.
-Ja już chyba pójdę. Trochę źle się czuję.-Skłamałam po czym wstając udałam iż zakręciło mi się w głowie i próbując wcielić plan w życie od razu wpadłam w objęcia chłopaka.
-To może ja cię odprowadzę...nie chcę aby coś ci się stało.-Rzucił w moim kierunku i zapłaciwszy wyszliśmy z budynku. Słucham?! On nie chce aby mi się coś stało? Znamy się z godzinę a ten mi wyskakuje z propozycją odprowadzenia do domu. Wolnym krokiem wyszłam z klubu a po przekroczeniu progu od razu powitał mnie chłodny powiew wiatru.Wiedziałam, że teraz już nie będzie odwrotu. Latarnie oświetlały chodnik, więc zdałam sobie sprawę, że prędzej czy później odgadnie kim jestem, albo mu w tym pomogę.
-Przepraszam....Przepraszam, że cię uderzyłam.-Powiedziałam cicho idąc obok chłopaka, na co ten odwrócił się w moją stronę patrząc na mnie jakbym conajmniej mówiła w innym języku. Tak. Zapewne myślał, że bredzę bo za dużo wypiłam. Co jak co, ale za to że tak się na mnie patrzył miałam mu ochotę napyskować, jednak to on odezwał się jako pierwszy.
-Słucham?! Przecież ty mnie nie...O cholera.Caroline.
-Sykes...jak miło cię znowu widzieć.-Uśmiechnęłam się chytrze jakbym zdobyła kolejny punkt w swojej grze, po czym skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego wyczekująco.-Naprawdę się we mnie zakochałeś?
-Naprawdę przepraszasz mnie za to, że mnie uderzyłaś?
-Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie!-Podniosłam głos i w ostatniej sekundzie powstrzymałam się od przekleństwa.
-Za dużo powiedziałem a ty nie musisz o wszystkim wiedzieć.
Spojrzałam na niego jak na idiotę po czym powiedziałam:
-Powiem ci czy żałuję, ze cię uderzyłam, jeżeli przeprosisz mnie za jak ty to nazwałeś pieprzoną egoistkę.
-Szantażujesz mnie!
-Do jasnej cholery, Nath! Nie udawajmy że się nienawidzimybo mam już tego dosyć, poza tym sam widzisz, ze w ogóle nam to nie wychodzi, więc albo udawajmy ze sytuacja z przed miesiaca nie miała miejsca, albo po prostu się pogódźmy.-Powiedziałam w nerwach i od razu skarciłam się za to w myślach. Jego obecność źle na mnie działa.

2 komentarze: